Przyjaciele siedzieli w Crashdown Cafe i rozmawiali o dziwnym wezwaniu szeryfa do kwatery FBI. Na twarzach nastolatków malował się niepokój i zainteresowanie. Dzień był niezwykle pochmurny.
— Czemu szeryf miałby być wezwany do FBI? – Zapytał Max.
— Może to przez tych agentów? – Powiedziała Liz.
— Bardzo możliwe. – Odpowiedział Max.
— Co proponujesz? – Odezwał się Michael.
— Poczekajmy jeszcze dzień, może dwa. Zobaczymy co się stanie.
W tym momencie do kawiarni wszedł Kyle i usiadł obok kolegów. Na jego twarzy wyraźnie było widać strach i niepokój.
— Co się stało Kyle? – Spytała Liz.
— Nie wiem co się dzieje z moim ojcem... Od czterech dni nie ma go w domu.
— Jak to !? – Krzyknął Max.
— Wydaje mi się, że został porwany.
Przyjaciele odwieźli zatroskanego Kyle'a do domu. Gdy zniknął za drzwiami wszyscy ujrzeli chłopaka zmierzającego w ich stronę. Był to rzekomy John Hustcooler. Max pierwszy podszedł do niego, spojrzał mu w oczy i zobaczył swoją przeszłość.
— Kim jesteś? – Spytał Max
— Jestem jednym z was. – Odpowiedział John
— Jak to? Skąd się tu wziąłeś?
— Przetrzymywano mnie w FBI. Spotkałem tam waszego szeryfa, on opowiedział mi o was. Udało mi się zwiać, wiem gdzie jest przetrzymywany. Dokładnie za 6 i pół godziny zostanie... jakby to powiedzieć ... eee ... wyeliminowany. Wtedy zabiorą się za was. Musimy uwolnić szeryfa Valentiego. Po to tu przybyłem i przy okazji poznałem swoich braci...
— Więc jednak jest nas czterech? – Za plecami Max'a odezwał się Michael.
Max przeszedł obok John'a bez słowa i wsiadł do Jeep'a. Popatrzał się na swoich przyjaciół, a oni wsiedli za nim.
— Dokąd jedziemy? – Odezwała się wreszcie Isabel
— Po szeryfa. – odpowiedział Max.
Chciał już zapalać, gdy po chwili obrócił się w stronę Liz.
— Liz, ty nie możesz... to zbyt niebezpieczne...
— Max, w zasadzie to przeze mnie szeryf został schwytany, muszę mu pomóc!
— Max nie odezwał się, zapalił wóz i wszyscy odjechali. Po drodze nasuwało mu się mnóstwo pytań, które mógłby zadać John'owi, jednak w dalszym ciągu nie dopuszczał do siebie myśli, że jest jednym z nich.
— Więc, jak masz naprawdę na imie? – spytała Isabel
— Brad Gordon.
— Gdzie wcześniej mieszkałeś?
— Różnie, podróżowałem po świecie, zwiedzałem różne zakamarki...
Nagle Max zatrzymał się. Dotarli na miejsce...
Wysiedli przed ogromnym budynkiem. Brad poszedł przodem a cała czwórka za nim. Doszli do wielkiego muru, Brad dotknął go ręką i nagle oślepiające światło powstało w tym miejscu. Ich oczom ukazało się przejście.
— Liz i Isabel zostańcie tutaj. Jakby ktoś szedł w waszą stronę uciekajcie, zostawiam wam kluczyki do mojego Jeepa.
Max podał Liz kluczyki, pocałował ją i zniknął w ciemnym tunelu. Szli cały czas długim, ciemnym korytarzem gdy nagle ukazało się wyjście. Znaleźli się w celi szeryfa. Valenti spał na łóżku. Max szybko podszedł do niego.
— Szeryfie obudź się. – Szepnął Max.
— Evans co tu robisz?- Spytał Valenti.
— Uratował mnie pan wiele razy, teraz pora żebym to ja pana uratował. Szybko, niech pan wstaje.
Szeryf wstał i podążył za Maxem. Cała czwórka wyszła tą samą drogą.
Na dworze czekał już na nich Pierce. Obok niego stały wystraszone Liz i Isabel.
— Wiedziałem, że przyjdziecie. – Powiedział Pierce i wycelował bronią w szeryfa. – Jednak nie ze mną te numery!
Pierce chciał nacisnąć spust, gdy nagle rzucił się na niego Brad. Broń wypaliła i obydwaj znaleźli się na ziemi. Brad leżał cały zakrwawiony. Valenti podbiegł do Pierce'a, chwycił broń i wycelował w niego.
— Szybko, uciekajcie – krzyknął.
Wszyscy rzucili się do ucieczki oprócz Brad'a. Valenti, nie spuszczając oka z Pierce'a podniósł go i cały czas mając na muszce agenta uciekł w stronę Jeep'a. Gdy wsiadł, Pierce podniósł się, wyciągnął zza spodni drugi pistolet i zaczął strzelać w auto, jednak było już za późno. Udało im się uciec.
Pierce rzucił broń na ziemię.
— To jeszcze nie koniec... – Powiedział i odszedł w stronę swojej bazy.