Liz

Roswell - Powrót (2)

Poprzednia część Wersja do druku

Liz, Michael, Isabel i Max umówili się, że spotkają się w pokoju Liz następnego dnia. Pierwszy przyszedł Max. Niepewnie wszedł do pokoju Liz i przyglądał się, jak ona krząta się i zapala świeczki. Uśmiechała się sama do siebie, czując na sobie wzrok Maxa. Zasłoniła okno, na podłodze rozłożyła poduszki i zapaliła czerwoną świeczkę. Kiedy skończyła swoje dzieło, stanęła w miejscu i spojrzała na Maxa. Po chwili ciszy na korytarzu dał się słyszeć głos Michaela i zdenerwowanej Issy. Weszli do pokoju Liz. Isabel była zaskoczona wystrojem pokoju dziewczyny swojego brata, a Michael wręcz przeciwnie.
Usiedli na przygotowanych poduszkach. Isabel i Max spojrzeli na Liz w oczekiwaniu co im powie, co mają robić. Liz zerknęła na nich i powiedziała:

— Rozluźnijcie się. Nie ma się czego bać, to tylko wspomnienia. Spokojnie. A teraz zamknijcie oczy. Oczyśćcie umysł i nabierzcie głęboko powietrza. Spróbujcie sobie przypomnieć to samo... połączcie umysły... i spokojnie oddychajcie.
Nastąpiła długa chwila ciszy, a potem dał się słyszeć głos Liz:

— Widzę ogromną salę... Tłum ludzi w pięknych strojach. To chyba jakiś bal...

— Widzę to... – dał się słyszeć głoś Isabel – I widzę kogoś. Jakaś dziewczyna stoi obok stołu i rozgląda się nie pewnie. To ty Liz... to Ava... w pięknej granatowej sukni i zadziornej fryzurce... Liz, co za makijaż.

— A ja widzę, jakiegoś chłopaka... – powiedziała Liz – Otoczony wianuszkiem dziewczyn. To Michael... Max, co ty widzisz?

— Matkę. – odpowiedział cicho – Jest piękna. I widzę piękną dziewczynę... to ty Liz. Stoisz sama przy stole i pijesz spokojnie, rozglądając się. A teraz widzę spanikowanego Michaela, który do ciebie podbiega...

— Tak. – Liz się uśmiechnęła – Też go widzę. Michael jesteś zdenerwowany i przestraszony. Co się dzieje?

— Z tuzin szaleńczo zakochanych wariatek mnie goni. – odpowiedział sarkastycznie Michael – Proszę cię o pomoc...Wymyśl coś Ava...

— Kazałam ci schować się za filarem, a tym panienkom powiedziałam, że poszedłeś do ogrodu i tam mają na ciebie czekać. – Liz zaśmiała się – Uwierzyły mi. Wróciłeś. Michael... ty mi podziękowałeś.

— A potem powiedziałem, że przyprowadzę ci Maxa. – dodał Michael

— Ktoś do mnie podchodzi. – szepnęła Liz – O matko... To jest... to wasz matka. To Królowa. Coś do mnie mówi... Coś o tym, że się nie dziwi.

— Widzę to. – odezwała się Issy – Podeszłam do was i zapytałam czy coś nie tak. A mama powiedziała, że... że chciała tylko poznać tę, która skradła jej syna. – uśmiechnęła się Isabel – poszła i zostałyśmy same. I... kto to? To jakiś mężczyzna. Stoi i patrzy...to...

— Kivar. – szepnęła Liz – Patrzy na ciebie. Powiedziałam, żebyś podeszła do niego i porozmawiała. Żebyś się nie bała i szła...

— Poszła. – powiedział Max – I ja się odważyłem podejść do ciebie Liz. Dotknąłem twego ramienia i zapytałem, czemu taka piękna dziewczyna stoi sama. A ty rozpoznałaś mój głos i uśmiechnęłaś się. Poprosiłem cię do tańca...

— A ja się zgodziłam. – uśmiechnęła się Liz

— Widzę jak tańczycie. – powiedział nagle Michael – I widzę kogoś przy stole. To jakaś dziewczyna... Wyjmuje jakąś fiolkę... Wsypuje coś do pucharu Liz. Co ona kombinuje? Uciekła.

— Zaraz... – powiedziała Liz – Sięgam po puchar, żeby się napić.

— Michael... – szepnął Max – Podbiegłeś i wyrwałeś jej puchar. Wylałeś zawartość i kazałeś złapać tamta dziewczynę.

— Bell... – szepnęła Isabel – To Bell. Podeszłam do was, a straż przyprowadziła ją. Chciała otruć Avę... Ale jestem wściekła. Żądam surowego wyroku na nią.

— Ja również. – powiedział Michael – Chcę ją skazać.

— Podchodzi moja matka. – mówi Max – Każe mi podjąć decyzję... Ale to zbyt trudne. Słyszę jak mówi: "Zan wkrótce będziesz królem. Podejmij decyzję"

— Czuję czyjąś dłoń na przegubie. – mówi Issy – To Kivar. Pyta co będzie z Bell.

— Zostanie wtrącona do więzienia i będzie czekała na rozprawę. Będzie sądzona za próbę zamordowania przyszłej królowej. – powiedział Max

— Przyszłej królowej? – zdziwił się Michael

— Tak. – uśmiechnęła się Isabel – Zan i Ava mają zamiar się pobrać.

— Nie... – szepnęła Liz – Ta dziewczyna nie chce na to pozwolić. Ona jest wściekła... Widzę ją teraz wyraźnie... Boże! To jest...

— Tess. – dokończył Max i otworzył oczy
Wszyscy na raz otworzyli oczy i spojrzeli po sobie. Liz drżała. Teraz wszystko zrozumiała. Tess od początku była przeciwko niej, bo i tam na Antarze chciała zastąpić ją. Maxa zabolało to bardzo. O mało co nie związał się z dziewczyną, która wcale nie była jego przeznaczeniem i na dodatek chciała zabić jego prawdziwą miłość. Spojrzał na Liz, sądząc że ta odwróci wzrok i będzie miała żal. Ale Liz spokojnie wzięła jego dłoń i uśmiechnęła się:

— Max. To już za nami. To przeszłość. Teraz liczy się tylko to, że jesteś ze mną i mnie kochasz, a ja ciebie.
Max spojrzał na nią. Oczy Liz tliły się setkami drobnych iskierek, które jaśniały w ciemności. Michael ziewnął i powiedział, wstając leniwie z poduszki:

— Dobra. Dosyć tego mdlącego romantyzmu. Max, Issy czas na nas.

— Tak. – przyznał Max śmiejąc się

— Już? – Isabel wydawała się być nieco zawiedziona – No dobra.
Wszyscy wstali, jedynie Liz nadal siedziała na podłodze i spoglądając badawczo na Isabel, powiedziała spokojnie:

— Wystarczy na dzisiaj. Za kilka dni znów możemy zrobić sesję...
Issy uśmiechnęła się lekko i wyszła razem z chłopakami. Liz wstała i zaczęła gasić świeczki stojące na szafce i biurku. Przeciągnęła się leniwie. Chciała już się schylić i zabrać świece z podłogi, ale usłyszała ciche stukanie do okna. Uśmiechnęła się sama do siebie, sądząc, że to Max. Odsunęła zasłonkę, ale za szybą stała Isabel. Liz otworzyła okno i wpuściła ją do środka. Ze strachem przyjrzała się przyjaciółce i zapytała, czy coś się stało. W odpowiedzi usłyszała, drżący jak nigdy, głos panny Evans:

— Liz... Przepraszam, ze cię nachodzę, ale... To mnie gnębi. Kiedy mieliśmy te wizję, to był tam Kivar. Czułam go i widziałam. To było niesamowite. Ale za mało, jak dla mojego spragnionego serca. Ja musze sobie przypomnieć więcej. Rozumiesz? Muszę!
Liz przyjrzała się uważnie zdenerwowanej blondynce. Uśmiechnęła się i zamknęła okno. Usadziła Issy na poduszce i usiadła naprzeciw niej. Pokręciła głową i powiedziała spokojnie:

— Issy, Issy... Wcale mnie to nie dziwi. Czułam, ze coś cię gnębi. Mogłam się domyślić, że chodzi o niego. Musisz sobie przypomnieć? Aż musisz?! – Isabel potwierdziła skinieniem głowy – No dobrze Is. Ale nie gwarantuję, że to będą dobre wspomnienia i, że w ogóle się uda. Ok.?
Isabel przystała na tę propozycję. Usiadła jak wcześniej i skoncentrowała się. Obie wzięły głęboki oddech. Pojawiły się dziwne błyski i Liz powiedziała:

— Widzę ledwie oświetlone korytarze. Jest noc i to bardzo późno. Drzwi. Otwierają się. Wchodzimy z Zanem do sali balowej. Ciemna i pusta. Już dawno skończył się bal. Czuję jak Max mnie całuje, ale nagle przestaje. Widzimy was... Stoicie koło okien i tańczycie. Wyglądacie wspaniale...

— Widzę to... Czuję jak Kivar mnie obejmuje. Rzeczywiście tańczymy, mimo że nie gra muzyka. Ale on się zatrzymuje. Zobaczył was. Widzę Zana. Jest wściekły i chce podejść, ale... zatrzymujesz go... coś mu szepczesz.

— Tak. Tłumacze mu coś... słyszę swoje słowa. Staram się go przekonać, ze to twoje życie i twoje serce. A on nie może się wtrącać. Patrzę mu w oczy... Udało się. Zrozumiał. Obejmuje mnie i idziemy w waszą stronę.

— Tak. – szepnęła Issy – Zan patrzy nieprzychylnie, ale wita się z Kivarem i mówi, że on tego nie popiera, ale też nie ma prawa nam zabronić. Mówi, że rozumie i życzy nam szczęścia... Ava... dziękuję ci za to. Tylko ty byłaś w stanie go przekonać. Widzę, jak odchodzicie wyjściem na taras. Gdzie wy idziecie o tej porze?

— Do ogrodu – Liz uśmiechnęła się sama do siebie – Tam mi się oświadczy...

— Oświadczy? – Issy uśmiechnęła się, a potem znów jej mina pobladła – A ja zostałam z Kivarem. Tańczyliśmy nadal. Czuję jego bliskość. Mówi, ze mnie kocha ponad wszystko i zawsze będzie mnie kochał. Nic nie jest w stanie nas rozdzielić... Całuje mnie...
Isabel gwałtownie otworzyła oczy i przerwała wizję. Liz ocknęła się i spojrzała na przyjaciółkę. Usiłowała odczytać coś z jej oczu. I udało jej się to. Nie było trudno odgadnąć, że Isabel jest przerażona. Przerażona, ale i szczęśliwa. Bała się tego uczucia. Bała się reakcji Michaela i Maxa na to co ona czuje, bała się samego Kivara, bała się samej siebie. To uczucie tak nagle do niej powróciło. Issy potrząsnęła głową i wstała. Podziękowała Liz za możliwość zobaczenia tego, poczym szybko wyszła.
Isabel zerwała się w nocy. Minęło kilkanaście dni od tego seansu, a jej wciąż śnił się tamten wieczór. Wszystko dokładnie. Widziała wyraźnie minę swojego brata na widok Kivara i jego spojrzenie utkwione w Liz, gdy go przekonywała. Widziała anielską twarz przyjaciółki, która dokładnie rozumiała co czuje. Najwyraźniejszy jednak był ON. Kivar. Jakby był przy niej rzeczywiście. Czuła jego dotyk, zapach, ciepło jego ciała. Smak jego ust... Issy męczyły te sny. Były przyjemne, ale przerażały ją. On ją przerażał. Przez niego zdradziła brata, przyjaciół, rodzinę, cały naród. Wydał ich, tylko dlatego, że ją poprosił. a może wcale nie prosił. Może się nią posłużył i wykorzystał. Wcale jej nie kochał... Issy nie wiedziała co robić. Nie mogła powiedzieć Maxowi, bo wściekłby się, Michael tak samo. Kochali ja i troszczyli się o nią, nie daliby jej skrzywdzić. Teraz Isabel miała tylko jedną osobę, do której mogła się zwrócić.
Liz wyrwało ze snu nerwowe stukanie do okna. Zerwała się i podbiegła. Nie zdziwiło jej wcale, że za szybą stała zapłakana Issy. Wpuściła ją do środka i otulił kocem. Kucnęła przy niej i zaglądając w oczy zapytała co się stało. Isabel łapiąc oddech pomiędzy łkaniami, powiedziała:

— Pamiętasz, jak po seansie wróciłam i poprosiłam cię o pomoc w przypomnieniu sobie Kivara? I od tamtej pory on... co noc o nim śnię. Te sny są niesamowite. Takie intymne i piękne. Ale one mnie przerażają. Sny zamieniły się w koszmary. Aż boję się zasnąć, bo nie chcę go widzieć. To mnie męczy... – Issy traciła panowanie nad łzami – I nie mam komu o tym powiedzieć. Zostałaś mi tylko ty. Gdyby Michael i Max dowiedzieli się, że Kivar znów pojawił się w moim życiu...

— Rozumiem. – powiedziała Liz – Nie potrafię ci pomóc...chociaż wiem, co poprawiłoby ci humor. Isabel Vilandro Evans, aby twój nastrój momentalnie powrócił do dawnego, pójdziemy się zabawić. Szalona impreza, a potem wieczorek babski.

— Ok. – Isabel się uśmiechnęła, ocierając łzy – Cokolwiek zaproponujesz Liz Avo Parker Evans. Byleby mi pomogło.

— Pomoże. Gwarantuję. – powiedziała Liz z uśmiechem
c.d.n.


Poprzednia część Wersja do druku